NAJMNIEJSZY
ANIOŁ
Daleko stąd, jest takie miejsce, w którym
mieszkają Anioły. Każdy inaczej widzi Niebo Aniołów. I to jest w
nim najpiękniejsze. Panuje tam nieustający rozgardiasz. Bo każdy
Anioł ma skrzydła pełne roboty.
Co jakiś czas Tadeusz Anioł
zwołuje nieopierzone jeszcze anioły do magazynu i daje każdemu po
parze skrzydeł. Właśnie grupa Aniołów skończyła dziesięć lat. To
czas, by nabierać wprawy w anielskiej sztuce. Młode Anioły są
dość niewinne, by kochać całym sercem a zarazem dość już
samodzielne, by wyruszyć na ziemię.
Na
wołanie Tadeusza Anioła, dziewczęta i chłopcy ustawili się pod
drewnianymi drzwiami magazynu zgodnie z tradycją: od największego,
do najmniejszego. Ile było tam oczekiwania! Na samym końcu stanął
Najmniejszy Anioł.
Tadeusz
Anioł rozdawał skrzydła, zdejmując je z półek. Każdą parę
układał delikatnie na plecach małych aniołów. I tak, para za
parą, anioł za aniołem. Aż, kiedy dotarł na sam koniec kolejki,
zdziwił się Tadeusz Anioł. Raz jeszcze przejrzał dokładnie
wszystkie półki i w końcu poddał się.
-„Nie
ma”- powiedział.
-„Nie
ma”- powtórzyły Anioły.
-„Nie
ma czego?”- zapytał najmniejszy.
Słowa
utknęły staremu Aniołowi w gardle jak ciężkie kamienie. Ale nie
mógł już dłużej ukrywać tego, co i tak już wszyscy zauważyli.
-„Nie
ma już żadnej pary skrzydeł” – odpowiedział Tadeusz Anioł.
-„Zawsze
są”- odparł Najmniejszy Anioł i poszedł ich szukać.
Kiedy
wrócił z magazynu, nikt nie spojrzał mu w oczy. Starali się coś
mówić, ale czymże są słowa bez skrzydeł?
Odszedł
płacząc.
Wieczorem z daleka obserwował, jak jego przyjaciele z coraz większą wprawą szybują po niebie. Anioły były jeszcze bardzo młode i żaden nie wiedział, jak teraz rozmawiać z Najmniejszym, jak bawić się z nim.
Wieczorem z daleka obserwował, jak jego przyjaciele z coraz większą wprawą szybują po niebie. Anioły były jeszcze bardzo młode i żaden nie wiedział, jak teraz rozmawiać z Najmniejszym, jak bawić się z nim.
Dlatego
Najmniejszy Anioł poszedł po radę do Pana Stanisława, który był
jedynym człowiekiem w anielskim niebie. On wiedział już co się
stało, więc utulił malca a potem zapytał:
-„Masz
odwagę?”
-„Mam”
– odparł Anioł.
-„Masz
rozum?”
-.Mam”
– odparł raz jeszcze.
-„Masz
serce?” – pytał dalej
-„Mam”
– powiedział coraz bardziej zdziwiony chłopiec
-„To
masz skrzydła!”- wykrzyknął Pan Stanisław.
Najmniejszy
Anioł zerknął za siebie. Ale od słów nawet jedno piórko mu nie
urosło. Odszedł więc.
Ranek
obudził się wcześnie. To właśnie teraz Anioły miały odbyć
swój pierwszy lot. Najmniejszy chciał ich pożegnać. Usiadł więc
na skraju nieba i patrzył, jak jego rówieśnicy skaczą w
przestrzeń rozprostowując skrzydła.
Aż nagle usłyszał w sobie pierwsze pytanie: „Masz odwagę?” Czuł ją w sobie teraz i zrobił coś zarazem odważnego, jak i szalonego. Uchwycił się długiej sukienki przyjaciela i sfrunął razem z nim. Trudno opisać to, co czuł.
Aż nagle usłyszał w sobie pierwsze pytanie: „Masz odwagę?” Czuł ją w sobie teraz i zrobił coś zarazem odważnego, jak i szalonego. Uchwycił się długiej sukienki przyjaciela i sfrunął razem z nim. Trudno opisać to, co czuł.
Anioły,
które frunęły teraz obok niego fikały koziołki, bawiły się i
chwytały ptaki za skrzydła. Ale Najmniejszy być uważny. Rozglądał
się więc wokół. I wtedy zauważył coś, co najpierw go
zainteresowało a potem zaniepokoiło. Tuż obok przelatywał
niewielki samolot. A właściwie krztusił się i kasłał usiłując
złapać równowagę. Najmniejszy Anioł zaczął wołać przyjaciół,
ale jego słaby głos ginął w świście wiatru. Wtedy usłyszał w
sobie po raz drugi głos: „masz rozum?”. Skoczył więc na kadłub
samolotu. Spojrzał jeszcze w przerażone oczy pilota i sięgnął do
wszystkich swoich anielskich umiejętności. Powstrzymał awarię na
tyle, by samolot mógł wylądować bezpiecznie na najbliższym
lotnisku. Najmniejszy pomachał przyjaźnie zdumionemu pilotowi i
zeskoczył na dach, nad którym przelatywali. Przez właz na jego
szczycie wszedł do budynku. Przechodząc białym, cichym korytarzem
domyślił się, że jest w szpitalu. Szedł więc spokojnie i kiedy
mijał kolejne drzwi, usłyszał płacz. Drzwi skrzypnęły, kiedy
wchodził do małego pokoju. Leżała tam dziewczynka, która
zauważyła go dopiero, gdy usiadł na skraju łóżka.
-„Nie
mogę zasnąć. Boję się, że już nigdy nie obudzę się po
operacji”- zwierzyła się ufnie.
Anioł
był jeszcze taki młody i nie wiedział, co może powiedzieć ciężko
choremu dziecku. Wtedy po raz trzeci usłyszał w sobie znajomy głos
pytający go: „masz serce?”.
-„Jeśli
wypoczniesz, będziesz miała więcej siły, żeby wyzdrowieć. Będę
więc siedział tu przy tobie i trzymał Cię za rękę tak długo,
aż zaśniesz.”- obiecał.
I
tak się stało. Opowiedział dziewczynce wszystkie bajki, które
znał, zaśpiewał wszystkie kołysanki, które pamiętał. I usnęła
spokojnie.
Zostawił
na jej czole anielski pocałunek, który nazywają anielskim
błogosławieństwem i poszedł dalej.
Jeszcze
tego dnia pomógł staruszce znaleźć okulary, opatrzył małemu
kociakowi zranioną łapkę i przeprowadził przez kładkę nad rwącą
rzeką dwoje dzieci.
Słońce
z wolna zaczerwieniło się, dając znać, ze zbliża się wieczór.
To znak dla wszystkich małych Aniołów, które po zachodzie muszą
wracać do domu. Wtedy na ziemię zlatują doświadczeni, dorośli
anielscy ratownicy. Najmniejszy ruszył więc tą samą drogą, którą
przyszedł. Wszedł do budynku szpitala. Na znajomym korytarzu
zatrzymał się. Znów zaskrzypiały drzwi, kiedy wchodził do
pokoju. Dziewczynka spała uśmiechając się przez sen. Na stoliczku
obok łóżka znalazł kartkę:
„List
do mojego Anioła.
Operacja
udała się.
Postanowiłam wyzdrowieć.
Postanowiłam wyzdrowieć.
Dziękuję”.
Zabrał kartkę z sobą, na znak, że tu był i poszedł dalej wspinając się po schodach na dach. Właśnie nad budynkiem przelatywał samolot. Pilot wracał szczęśliwie do domu i tym razem nie zdziwił się widząc, jak na skrzydło samolotu wskakuje drobna postać. Jego oczy były radosne i wdzięczne. Już za chwilę Najmniejszy Anioł usłyszał szum skrzydeł: to jego przyjaciele wracali do domu. Jeden podfrunął blisko, żeby zabrać w podniebną podróż do domu bezskrzydłego Anioła.
Zabrał kartkę z sobą, na znak, że tu był i poszedł dalej wspinając się po schodach na dach. Właśnie nad budynkiem przelatywał samolot. Pilot wracał szczęśliwie do domu i tym razem nie zdziwił się widząc, jak na skrzydło samolotu wskakuje drobna postać. Jego oczy były radosne i wdzięczne. Już za chwilę Najmniejszy Anioł usłyszał szum skrzydeł: to jego przyjaciele wracali do domu. Jeden podfrunął blisko, żeby zabrać w podniebną podróż do domu bezskrzydłego Anioła.
To
był naprawdę ciężki dzień. Wszystkie młode anioły opowiadały
o tym, czego doświadczyły a Najmniejszy czuł się jednym z nich.
Zanim
położył się spać, odwiedził Pana Stanisława. Staruszek czekał
na niego w progu. Tym razem nie zapytał, tylko stwierdził:
-„Masz
odwagę, masz rozum i masz serce”
-„Mam
skrzydła”- odpowiedział uśmiechając się Najmniejszy Anioł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz