ANIOŁY W TRAMWAJU
W
pewien zimowy, śnieżny poranek Anioł Stróż o imieniu Ksawery
rozglądał się po tramwaju, uważnie przypatrując się ludziom.
„Ten
nie potrzebuje Anioła
Stróża
– myślał – ta pewnie też nie. Ten też już ma jakiegoś O, a
może ono? „
– O,
przepraszam nie zauważyłem Cię – powiedział do
Gabriela który widząc, że samotny Anioł Stróż jakoś dziwnie
patrzy na jego podopiecznego mocniej otulił małego chłopca
ramieniem.
– A
co ty tu w ogóle robisz? Nie powinieneś teraz być z...
– Powinienem,
ale ona przestała już we mnie wierzyć. W ogóle przestała wierzyć
w Anioły. No więc chodzę tak i szukam, może ktoś mnie
potrzebuje...
Oboje
rozejrzeli się po tramwaju, w którym oprócz ludzi tłoczyły się
tez ich anioły stróże. Panował miły przedświąteczny gwar –
pasażerowie rozmawiali ze sobą albo patrzyli w
szybę wzorkiem pełnym nadziei.
Anioły Stróże natomiast śmiały
się srebrzyście, wymieniały najnowsze plotki i dyskutowały o
swoich podopiecznych. Jeden z nich, ten który śmiał się
najgłośniej, opowiadał właśnie jak to Jacek zapomniał wczoraj
najpierw to czegoś do pracy, potem rękawiczek a na końcu nie
zamknął drzwi, w związku z czym trzy razy wracał się do domu.
Kiedy skończył opowiadać, cały tramwaj, a przynajmniej jego
anielska część, wybuchła gromkim, serdecznym i ciepłym śmiechem,
jakby litując się tym samym nad ludzką skłonnością do
permanentnego zapominania rzeczy niezbędnych.
– Ale
na szczęście, dzięki mojej pomocy, zdążył do pracy – dodał
jeszcze, z wyrazem triumfu na twarzy.
Po
wysłuchaniu opowieści wszyscy zatopili się w rozmowach z
najbliższymi współpasażerami. Jedni wychodzili, drudzy wchodzili,
pożegnalnym i powitalnym okrzykom nie było końca, a pośrodku tego
wszystkiego stał Ksawery i rozpamiętywał dawne czasy.
„Kiedyś
wszystko było inaczej – myślał – Zawsze miałem mnóstwo
roboty i byłem taki szczęśliwy. W deszcz nosiłem nad jej głową
parasol, w zimowy i śnieżny dzień przypominałem o czapce,
rękawiczkach i szaliku. Latem przeganiałem chmury, wiosną budziłem
kwiaty do życia a jesienią przyozdabiałem drzewa w różnobarwne
liście. Przyszywałem urwane guziki, znajdowałem zgubione berety,
odpędzałem natrętne myśli. Nocą strzegłem jej snów, słuchałem
bicia serca i odgarniałem włosy z czoła A teraz? Teraz wszyscy
dookoła są szczęśliwi a ja jestem sam. Aurelia przestała wierzyć
w anioły, a ja nie mam gdzie się podziać. Jak ona sobie teraz
radzi? Przecież zawsze czegoś zapominała.
I
kto jej teraz przypomina o rękawiczkach? O szaliku?”
Pogrążając
się coraz bardziej w smętnych rozmyślaniach i zastanawiając się
gdzie teraz może być Aurelia i czy aby na pewno założyła czapkę,
Ksawery nie zauważył dziecka, które stanęło naprzeciwko i
przyglądało mu się z rosnącą ciekawością.
W końcu, bardzo
nieśmiałe, z rumieńcami na twarzy zapytało: „Czy pan jest Aniołem Stróżem?”.
Dziecko
było dosyć cudaczne. Miało czerwony berecik na głowie, granatowy
szalik i takież same rękawiczki. Ubrane w czarną kurteczkę spod
której widać było dwie chudziutkie nóżki w różowych
rajstopkach stało naprzeciwko i już bez trwogi, lecz z ogromną
ciekawością i wyczekiwaniem, trzepocząc długimi rzęsami,
patrzyło się na anioła. Ksawery natomiast zupełnie zaskoczony nie
wiedział co powiedzieć.
Pierwszy raz zdarzyło mu się być
widzianym przez dziecko, ba, przez kogokolwiek. Rozejrzał się po
tramwaju, ale wszyscy ludzie zajęci byli sobą i zdaje się że nikt
oprócz tej małej dziewczynki go nie widział. Ksawery nie miał
bladego pojęcia co należy zrobić w takiej sytuacji. Pomyślał, że
może w instrukcji, którą dostał jak zachowywać się w tramwaju
(osobne dotyczyły domów, sklepów, parków itp.) było coś na ten
temat ale po dłuższym namyśle stwierdził że nie. Nawet małym
druczkiem.
Tak więc zwrócił swą piękną anielską twarz w stronę
dziecka, które było już wyraźnie zniecierpliwione i markotne:
– Eee
– powiedziało – pan wcale nie jest aniołem stróżem Gdyby pan
nim był to by pan coś powiedział
Ksawery
nadal stał nic nie mówiąc. Wolał nie powiedzieć nic niż
powiedzieć coś, czego by potem żałował.
– No
niechże pan coś powie – nalegała dziewczynka – stoi pan tak tu
i stoi i tylko się patrzy i nic nie mówi. Kim się pan tutaj
opiekuje?
– Ja?
– powiedział Ksawery i natychmiast zachwycił się barwą swego
ziemskiego głosu – ja nie zajmuje się nikim
– Iiii,
ależ pan jest kłamczuch – odpowiedziało dziecko z
uśmiechem – musi się pan kimś opiekować. Każdy Anioł Stróż
kimś się opiekuje a mnie się nie da oszukać proszę pana. Wacek
ostatnio chciał mi na przykład dać za dwie szklane kulki lizaka,
ale ja mu powiedziałam że jest głupi bo dwie szklane kulki to
więcej niż lizak i...
– Nieładnie
jest komuś mówić, że jest głupi – skarcił ją Ksawery, jednak
po chwili porzucił moralizatorski i surowy ton. Popatrzył
dziewczynce głęboko w oczy, na co dziecko speszyło się wyraźnie,
wbiło wzrok w podłogę i zaczęło kręcić się niespokojnie. Po
chwili zwróciło swoją czerwoną, załzawioną twarz na Ksawerego i
powiedziało piskliwym, pełnym smutku głosikiem:
– Ja
naprawdę nie chciałam mu tego powiedzieć – łkało – ale niech
pan powie sam, przecież dwie szklane kulki to jest naprawdę więcej
niż lizak
Tu
mała dziewczynka zaniosła się rozdzierającym płaczem, który w
sekundę wypełnił cały tramwaj, co oczywiście ściągnęło nie
tylko uwagę wszystkich znajdujących się w nim aniołów, ale
przede wszystkim ludzi. Szczerze powiedziawszy, trudno im się
dziwić; widząc dziecko, które od jakiś 20 minut najpierw rozmawia
samo ze sobą, by za moment wybuchnąć potwornym płaczem, trudno
zachować obojętność.
Przy Stefci natychmiast znalazła się jakaś
starsza pani
– Dziecko
kochane, co się stało? Gdzie jest Twoja mamusia? Sama jesteś?
Stefcia
widząc, że ściągnęła uwagę całego tramwaju powstrzymała swój
płacz, zrobiła mądrą minkę i odezwała się suchym, rzeczowym
tonem:
– Moja
mamusia jest w domu i sprząta, a tatuś robi zakupy. A ja nie jestem
tutaj sama – tu wskazała na pustą przestrzeń przed siebie,
a w zasadzie na Ksawerego.
Starsza
pani pokręciła z dezaprobatą głową i już miała wygłosić
jakąś dykteryjkę na temat tego, jak to rodzice nie zajmują się
swoimi dziećmi, kiedy jej Anioł Stróż pociągnął ją za
płaszcz, na co starsza pani przypomniała sobie, że właśnie musi
wyjść. Rzuciła Stefci „Wesołych Świat” i już jej nie było.
– Poszła
sobie. Stara jędza – powiedziała już całkiem uspokojona
Stefcia.
Ksawery
znowu się skrzywił na tą „starą jędzę” jednak nie mając
już siły nikogo strofować zapytał się dziewczynki:
– A
gdzie jest właściwie twój Anioł Stróż?
– A
bo ja wiem? Pewnie gdzieś tutaj - Stefcia zrobiła nieokreślony gest.
Ksawery
rozejrzał się jeszcze raz uważniej po tramwaju szukając jakiegoś
samotnego Anioła Stróża oprócz siebie. W końcu, na samym
początku tramwaju zauważył dwóch rozprawiających o czymś żywo Aniołów, którzy znacznie oddalili się od swoich podopiecznych,
bowiem ich białe szaty prawie zupełnie straciły swój blask „Ale
który z nich jest Stefci? – myślał – pewnie ten stojący
bliżej okna. Tak to na pewno on”. Upewniwszy się, że Stefcia nie
jest tu sama podjął przerwaną rozmowę;
– Znasz
może kogoś kto potrzebuje Anioła Stróża? – spytał Ksawery
smutno stracił bowiem już wszelką nadzieję.
Stefcia
zrobiła wielkie oczy:
– Jak
to? To pan naprawdę nie ma się kim zajmować?!
Dziewczynka
była bardzo zaszokowana. Prawdopodobnie bardziej niż wtedy, kiedy
prosząc o wielkiego pluszowego misia otrzymała przez pomyłkę
kolejkę elektryczną. Ksawery zrobił smutną minę:
– Ano
nie ma. Ona przestała już wierzyć w Anioły a ja zostałem
bezrobotny
Słysząc
to Stefcia zdziwiła się jeszcze bardziej o ile to w ogóle było
możliwe.
– Przestała
wierzyć w Anioły?! Przecież wszyscy w nie wierzą! Nawet Wacek,
ten który za dwie szklane kulki chciał mi dać lizaka, ale ja mu
powiedziałam że jest głupi bo ...
– Już
mi to opowiadałaś Stefciu – przypomniał jej Ksawery.
– A
tak...
Stefcia
strapiła się nieco jednak już po chwili ciągnęła dalej:
– Ale
widzi pan nawet on wierzy w Anioły. Wie pan co... ja to znam takiego
Ignasia, co mieszka w naszej kamienicy On chyba nie ma Anioła Stróża
bo ciągle chodzi smutny i zmartwiony i tylko coś mamrocze pod nosem
że jakiś dziekan, nie daje mu świętego spokoju Ja nie
wiem dlaczego świętego, bo ja się tam na tym nie znam ale on na
pewno nie ma Anioła Stróża A mamusia mówi, że jemu ciągle
jakieś nieszczęścia na głowę spadają. Ja tam nie wiem dlaczego
na głowę bo ja nigdy nie widziałam, żeby jakieś nieszczęście
spadało na głowę, ale skoro mamusia tak mówi to pewnie jest
prawda. Ale ja już niestety panie Aniele muszę tu wysiąść, bo się
spóźnię na obiad, a tatuś bardzo tego nie lubi. Ale jak pan chce to
może pan iść ze mną – powiedziała Stefcia uśmiechając się
szeroko, z wyraźną nadzieją w glosie.
Ksawery
rozejrzał się jeszcze raz po tramwaju. Ludzi i Aniołów było już
znacznie mniej więc nietrudno było mu zauważyć opiekuna Stefci,
który nawet nie wstał z miejsca, by wyjść z tramwaju. Prawdę
mówiąc, zapomniał on w ogóle o istnieniu dziewczynki, co się
raczej z reguły Aniołom nie zdarza. Pogrążony w gorącej dyspucie
bez wahania zgodził się na prośbę Ksawerego. I tak oto nasz
bohater wysiadł razem z uśmiechniętą od ucha do ucha Stefcią,
stając się jej Aniołem Stróżem na czas nieokreślony.
Przeżyli
razem mnóstwo wspaniałych przygód, które wiele lat później,
dorosła już Stefania wspominała z prawdziwym rozrzewnieniem,
głowiąc się, jakim cudem z każdej opresji wychodziła cało. Jak
większość dorosłych, zapomniała, że była to zasługa jej Anioła Stróża. Ale nie martwmy się, one nie są pamiętliwe.
Wystarczy, że codziennie wieczorem postawimy im przy oknie mały
spodeczek mleka. Powiem Wam w sekrecie, że Anioły je uwielbiają!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz