MOJE SPOTKANIE Z ANIOŁEM


                                 TO  BYŁ ANIOŁ






Czasem... w nasze życie ingerują Aniołowie.  
Zazwyczaj tak się dzieję, kiedy zagraża nam jakieś nieszczęście, względnie staramy się brać udział  w czymś , co tylko nam by wyszło  jedynie na szkodę.  
A dlaczego tak się dzieje ? Spróbuję wytłumaczyć. 
Bo jeżeli w mojej opowieści, którą przytoczę, to nie był właśnie Anioł ? 
To ciężko będzie odszukać inne logiczne  wyjaśnienie…
Miało to miejsce w czerwcu 1987 roku.  Był piękny słoneczny dzień i bezchmurne niebo nad nami. Jechałam z mężem samochodem. Mieszkałam jeszcze wówczas w Warszawie i wybraliśmy się tego dnia do Wyszkowa. Miałam tam  do załatwienia  pewną urzędową sprawę.
 Wracając już do domu zdecydowaliśmy się odwiedzić  pewne miejsce.
Aby tam dojechać skręciliśmy z głównej trasy na mało uczęszczaną  lokalną drogę. Prowadziła ona wśród pięknych pół  i cieszyłam oko mijanym  krajobrazem.
Nagle złapaliśmy z mężem „gumę”, jak to się mówi.  
Musieliśmy zmienić koło, w samochodzie.
Mąż wysiadł i otworzył bagażnik. Wyjął z niego lewarek i zabrał się za wymianę.
Ale zaistniał mały problem. To nie  był  nasz samochód ,ale spadkowy „maluch” po moim śp. Tatusiu. 
Nasz duży Fiat 125p nie miał takich zabezpieczeń jak ten.  A tego dnia poza miasto pojechaliśmy tym, a nie naszym autem. Na kołach  tego samochodu były założone blokady antykradzieżowe, wiec żeby wymiana  odbyła się bez problemu, musieliśmy mieć klucz , czy coś podobnego.
Mąż nie bardzo wiedział, gdzie mój Tata miał  wymienioną, a niezbędną rzecz. Ja także nie miałam zielonego o tym pojęcia.
Rozejrzałam się  bacznie po okolicy.
Wokół panowała jednak   niczym nie zmącona cisza. Szczere pole w dodatku nigdzie na horyzoncie  żywej duszy , ani zabudowań.
Zaczęliśmy się z mężem zastanawiać, co mamy teraz zrobić ?
Wtedy nagle podszedł do nas  pewien mężczyzna.  Ucieszyłam się, bo liczyłam, że może nam w jakiś sposób dopomóc ?
Oczywiście zorientował się, co nas spotkało.  
Zastanowiło mnie tylko przez chwile, jak tu się dostał ? I skąd się on naraz pojawił ? 
Przecież nigdzie go nie widziałam w momencie swojego wytężonego  lustrowania okolicy. 
Poza tym ubrany był   tak jakoś  bardzo elegancko i zapewne, nie  należał do człowieka , który tędy wraca  do domu z pola. 
Nie to nie był żaden okoliczny rolnik.  
Wtedy powiedziałam do tego człowieka.
- Czy może Pan pomóc mojemu mężowi  ? – Tu przyznałam ,że nie posiadamy tej części umożliwiającej odkręcenie koła. Ale ów nieznajomy tylko się uśmiechnął i rzekł:
- W lewej kieszonce jest ta część. Proszę mi  ją podać.- Zarządził z miejsca. 
Ale i ta jego informacja nie zastanowiła mnie. Skąd o tym wiedział ? To przecież był zupełnie obcy człowiek.
Mąż  podał zaraz temu mężczyźnie o co poprosił. Faktycznie ta rzecz była w lewej kieszonce samochodu Taty.
Wtedy już bez kłopotów, w dość  bardzo też szybkim tempie koło zostało wymienione.
 Po chwili odwróciłam się, aby podziękować naszemu wybawcy… ale  nigdzie go nie było. Patrzyłam , rozglądałam się… 
Niestety zniknął tak szybko, jak i się pojawił. Mówię do męża.
- Gdzie jest ten pan?
Wtedy i mój mąż zdębiał.
Bo jak może człowiek tak niespodziewanie się oddalić  pieszo?
 W  dodatku dookoła nas  było   szczere pole  i wokoło  cisza.  Nawet nie rosło tam ani jedno drzewo czy krzak. Nie mógł tak naraz  gdzieś się ulotnić ? 
Gdzie był ? I  Kim był ?
Zaskoczeni tym faktem patrzyliśmy długo na „sprawcę” tego zdarzenia, a wiec piętnastocentymetrowy gwóźdź.  Innych gwoździ na drodze nie było. 
Tylko ten jeden i  był powodem  złapania przez nas  tej „gumy”.
Oczywiście nie pojechaliśmy już w zaplanowane miejsce. Zawróciliśmy zaraz  w kierunku Warszawy.
Długo myślałam potem o tej przygodzie.
I nie znalazłam niestety innego sensownego wytłumaczenia.
Ten mężczyzna , co pomógł mężowi wymienić koło w samochodzie i doskonale wiedział,  gdzie znajduje się szukana przez rzecz był Aniołem.
A  jak Wy myślicie ?










                    TO BYŁ ANIOŁ   - DRUGA RELACJA



W poprzednim  poście  pisałam o Aniele, który pomógł zmienić koło w samochodzie.

Tym razem opiszę , co mi się przytrafiło też w 1987 roku , zaraz po śmierci mojego Taty.

Otóż Tata zmarł w maju, a historia zdarzyła się w czerwcu 1987r oku.
W  tym czasie był u nas w POLSCE  z wizytą  nasz papież  Jan Paweł II.

W pracy słuchaliśmy przez radio mszy świętej, jaka były transmitowana. Tego pamiętnego dnia, moja Kierowniczka ,zaprosiła mnie do swojego gabinetu, abym zobaczyła w małym telewizorze całą mszę, a właściwie już HOMILIĘ.

Poszłam ochoczo, zostawiając pod opieką  swoje stanowisko pracy koleżance.-  
Zaznaczę, że drzwi od mojego pomieszczenia zostawiłam otwarte tak, aby koleżanka miała wszystko jak to się mówi na oku. I miała…

Oczywiście byłam  bardzo szczęśliwa, że mogę Jana Pawła II zobaczyć, a nie tylko słyszeć mszę  w radio. Pamiętam, że  tematem Homilii był Sakrament Małżeństwa.

Kiedy już po zobaczeniu transmisji, schodziłam po schodach do swojego pokoju spotkałam  na nich hydraulika, naszej  Administracji, w której pracowałam.
Pierwszy odezwał się do mnie.

- Pani Aniu miała pani gościa.- Pomyślałam początkowo, że to mógł być mój mąż. Lubił czasem odwiedzać  mnie w pracy. Ale hydraulik zaprzeczył. Wtedy tylko jedna osoba mogła mnie jeszcze odwiedzić , a mianowicie Włodek windziarz. Tam nazywałam kolegę, od konserwacji naszych dźwigów w blokach na Osiedlu. 

Ale i tym razem hydraulik zaprzeczył. Nikt konkretny mi  nie przychodził do głowy, więc ruszyłam do swojego stanowiska pracy.

 Tam zapytałam koleżankę, która "pilnowała" mojego pokoju : -Kto u mnie był ?

- Nikogo Aniu u Ciebie nie było.- Odpowiedziała.- tylko ten nasz Hydraulik Zbyszek się kręcił.  Chciał skorzystać z telefonu i wszedł raz do pokoju.

Wtedy jej opowiedziałam, co mi ten ów Hydraulik mówił. Koleżanka  zaprzeczyła.
- Mysz się nie prześliźnie, a co dopiero człowieka bym nie zobaczyła? Tak sobie pewnie tylko zagadał do Ciebie.- Skwitowała z miejsca. 

Ale ja nie mogłam jakoś uwierzyć i poszłam do tego Hydraulika. 
Akurat jadł drugie śniadanie w pokoju  kuchennym. Poprosiłam go , aby mi powiedział, jak wyglądał ten niby mój gość. Hydraulik powiedział tak, że do dziś dokładnie  pamiętam te słowa :

  „ - BYŁ TAKI WYSOKI, ŻE LEDWO W DRZWIACH SIĘ MIEŚCIŁ  I MIAŁ TAKIE BYSTRE SPOJRZENIE”.

Oczywiście ten jego opis także do mnie coś nie przemawiał. Zawróciłam. 
Dalej starałam się od koleżanki wydobyć jakieś konkretne informacje, o tym jakimś moim gościu.
-Ania , co Ty tak uparłaś się ?  Nikogo u Ciebie nie było. Przecież, aby ktoś wszedł do Twojego pokoju, musiałby przed moim biurkiem paradować. Nie było tu nikogo. Daj sobie spokój.  Był tylko pan Zbyszek hydraulik. Już to mówiłam.-

Ale ja nie dawałam za wygraną. Tym razem poprosiłam, aby moja koleżanka opowiedziała wizytę tego Hydraulika w moim pokoju.

- No wszedł do środka i chciał zadzwonić. Poszłam więc  za nim. A tak między nami, schowałam ci torebkę do biurka i zamknęłam szufladę na kluczyk. Wyszłaś oglądać mszę , a torba została na blacie biurka. To Aniu bardzo było nierozsądne. – 

Przyznałam jej rację i podziękowałam. A tam w tej torbie miałam pieniądze. I to dużą sumę. Koleżanka jeszcze raz przytoczyła mi  o wejściu hydraulika i  o schowanej zaraz do szufladki  mojej torbie. Nie naciskałam jej więcej , bo i tak  czułam, że jednak ten Hydraulik mówił prawdę. Poszłam jeszcze raz do niego i poprosiłam, aby do mnie na moment  przyszedł. Zapytałam go wówczas.

- Panie Zbyszku. A co ten mój „gość”  do Pana mówił ?
- Nie mówił nic. …-  

TU PRZYTOCZĘ JEGO DOŚĆ NIELOGICZNĄ RELACJĘ. BO SAMI PRZYZNACIE, ŻE MÓWIŁ   I   POKAZYWAŁ TAKIE GESTY,  KTÓRE ŚWIDACZYŁY, O JEGO PRADOMÓWNOŚCI, WBREW JAK  ZAZNACZYŁAM   LOGICE.

-  …wszedł do pokoju   i  już mówiłem, że był tak wysoki ,że ledwo w drzwiach się mieścił.  I miał bystre spojrzenie. Zaraz podszedł do Pani , Pani Aniu biurka i  schylał się pod krzesło, tak jakby tam Pani szukał. – 

Dziwnie mówił. Wystarczy przecież stanąć w otwartych drzwiach, żeby zobaczyć, że mnie tam nie ma  i pokój jest pusty. Wtedy już nie popuściłam Hydraulikowi. Zadałam mu kolejne z pytań.

-   A jak był ubrany  ten mój  „ gość” ?
- Miał na sobie Pani Aniu,  taką granatową elegancką  kurtkę  i czarne sztruksy.-

Myślałam, że zaraz tam zemdleję.
Człowiek nie miał pojęcia, że opisał ubranie mojego Taty, w jakim czasem chodził na ryby. A Tata przecież umarł.
Teraz po latach wiem, że tym „gościem”,  był ANIOŁ.

Hydraulik wszedł do mojego pokoju, aby skorzystać z telefonu, a ta moja nieszczęsna torebka leżała na wierzchu. Co by się stało , gdyby  zechciał do niej zajrzeć ?  Oczywiście nie podejrzewałam , aby mnie okradł, ale błędem było pozostawienie tak  niezabezpieczonej torebki. Jest powiedzenie takie, że  „okazja czyni złodzieja” . Ale i drugie : „Strzeżonego Pan Bóg strzeże”.

Wtedy  wizyta   tegoż    GOŚCIA- ANIOŁA  ,odwróciło uwagę  
hydraulika.  Poza tym ,zaraz  weszła tam i  moja  koleżanka. 
Torebkę momentalnie  schowała i to wszystko, co dane mi było usłyszeć z ust hydraulika i koleżanki.
Tak to był ANIOŁ.



















2 komentarze: