poniedziałek, 15 grudnia 2014

ANIOŁ Z AUTOBUSU


Anioł z autobusu

                                           na faktach
Zdarzyło mi się to w Rzymie parę miesięcy temu, gdy jako dziennikarz uczestniczyłem w jednej z sesji ostatniego synodu biskupów. Pewnego listopadowego popołudnia z notatkami w kieszeni zmierzałem do centrali teleksowej, żeby przesłać wiadomości do gazety. I oto na jednym z przystanków, do autobusu, który dotąd jechał niemal pusty, wsiadła gromadka rozświergotanych, kolorowo ubranych dziew­czynek. 
-„Dziewiętnaście biletów poproszę" - powiedziała do kierowcy towarzysząca im zakonnica.
Autobus nagle zmienił się w brzęczący ul. I wtedy podeszła do mnie z brulionem w ręce jedna z dziewczynek. Widzę jeszcze i jej czerwony płaszczyk, kasztanowe włosy zebrane w koński ogon. Żywe czar­ne oczy.
- Czym dla księdza jest Boże Narodzenie? - zapytała.
Spojrzałem na nią zaskoczony, nie wiedząc,do czego zmierza.
- W szkole kazali nam przeprowadzić ankietę-
Zrozumiałem. Osiemnaście dziewczynek dzierżyło w dłoniach swoje groźne długopisy i notesy, gotowe, jeśli to konieczne, zaatakować wszystkich pasażerów autobusu i wszystkich pieszych w Rzymie.
- Czym jest dla księdza Boże Narodzenie? - nalegała dziew­czynka.
Trudno było mi szybko odpowiedzieć na to pytanie. Najwygod­niej byłoby powiedzieć: „Boże Narodzenie to najpiękniejsze dni w ro­ku”. I być może ta mała byłaby zadowolona, bo przecież nie chodzi­ło jej o ciekawe wypowiedzi tylko o to, żeby móc powiedzieć za­konnicy, że przepytała trzynastu zamiast dwunastu delikwentów.
Mógłbym też powiedzieć, że „Boże Narodzenie to dni, które prze­żywa się w gronie najbliższych". Ale wtedy musiałbym dołożyć jesz­cze wiele dodatkowych wyjaśnień. Pomyślałem o mojej mamie zmar­łej przed kilkunastoma laty. Przypomniałem sobie, jak bardzo różni­ły się od siebie święta „z nią" i „bez niej". Czy miałem więc tłuma­czyć tej dziewczynce, że nie ma jednego Bożego Narodzenia, tylko wiele, i że każde Boże Narodzenie jest niepowtarzalne?
A może właśnie tak powinienem zrobić...? Czy nie będzie roz­czarowana, jeśli nie otrzyma ode mnie, księdza, religijnej odpowie­dzi? Czy miałem więc odpowiedzieć, że każde Boże Narodzenie jest ponownym przyjściem Jezusa do nas? Ale pomyślałem, że w tym przypadku powinienem dodać, że dla mnie, księdza, Boże Narodze­nie odbywa się co dzień rano, w moich rękach, dokładnie w godzi­nie konsekracji.
Spojrzałem na dziewczynkę, która wciąż czekała z szeroko otwar­tymi oczami i długopisem przytkniętym już do białego notesu. Tak, pomyślałem, być może powinienem jej teraz wytłumaczyć moją „oso­bistą" definicję Bożego Narodzenia: „dni, w których każdy człowiek musi wskrzesić to, co w nim najlepsze - swoje dzieciństwo". Ale czy ta dziewczynka zrozumie moją odpowiedź, ona, która z pewno­ścią nie może się już doczekać, żeby stać się „dorosłą", zapomnieć o dzieciństwie i szkole, nosić modną fryzurę i pozbyć się czerwonych podkolanówek?
Stała tam ze swoimi wielkimi oczami, jak mały sędzia, wyczeku­jąc niecierpliwie mojej odpowiedzi. Byłem banalny. Powiedziałem:-
Boże Narodzenie to najpiękniejsze dni w roku".- I zobaczyłem, jak dziewczynka zapisuje to zdanie, szczęśliwa po prostu dlatego, że dobrą czy złą, ale miała jedną odpowiedź więcej do zacytowania w swoim wypracowaniu.
-A co chce ksiądz powiedzieć życząc „wesołych świąt"?
Dziewczynka dalej patrzyła na mnie badawczo, jak gdyby moje odpowiedzi jej się należały. A ja znowu znalazłem się w kleszczach tego drugiego pytania, na które miałem natychmiast odpowiedzieć.
Co chcę powiedzieć, kiedy życzę komuś wesołych świąt? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Są takie zdania, które mówi się i pi­sze tu i tam bez zastanowienia.
Ale czego naprawdę życzę, kiedy wypowiadam to zaklęcie? Życzę szczęścia, zdrowia, pieniędzy, poko­ju, dobrobytu, chrześcijańskiej głębi, spokoju ducha? Być może po­winienem odpowiedzieć, że za każdym razem, gdy to mówię, życzę czego innego: biednemu życzę trochę poczucia bezpieczeństwa; mło­demu łobuziakowi życzę nieco stateczności jego ojca, a jego ojcu ży­czę żywotności syna; zakonnicy życzę mocy apostolskiej takiej, jaką ma mój dowcipny przyjaciel, a dowcipnemu przyjacielowi życzę nie­co tej nadprzyrodzonej wizji, jaką posiada zakonnica. Ale wszystko to zbyt trudno byłoby wytłumaczyć małej dziennikarce, która cze­kała tu z przygotowanym długopisem, podczas gdy nasz autobus po­dążał ulicami Rzymu.
- Życzę pokoju - powiedziałem. - Kiedy mówię „wesołych świąt", życzę przede wszystkim pokoju.
Dziewczynka znów zapisała moje słowa. Podziękowała mi i po­biegła w głąb autobusu, gdzie czekały na nią koleżanki.
- No i co powiedział, co ci powiedział? - usłyszałem, jak zasypu­ją ją pytaniami.
A potem słyszałem jeszcze ich dziecinne komentarze wykrzykiwa­ne na osiemnaście głosów:
- Ja mam już jedenaście.
- Ja tylko dwie. U mnie w domu to nic mądrego nie wymyślą.
- Bo ja to zapytałam sąsiadów z piętra wyżej...
- No tak...
Autobus dojechał do mojego przystanku i wysiadłem. Dziennikarki jechały dalej i zobaczyłem jak lustrują twarze wsiadających pasażerów, zastanawiając się, kto nadaje się na kolejną ofiarę ich nie­winnego ataku.
Kiedy poszedłem dalej, ulice wydały mi się jakieś inne. Do Boże­go Narodzenia brakowało jeszcze prawie dwóch miesięcy, a oto na­gle ktoś mnie w nie zanurzył. I dziewczynka w czerwonym płaszczyku wydała mi się Aniołem z wyprzedzeniem zwiastującym mi nad­chodzącą radość.
Czym jest dla ciebie Boże Narodzenie? - zapytałem sam siebie. Teraz nie musiałem już odpowiadać naprędce, bo nikt nie oczekiwał mojej odpowiedzi z przygotowanym notesem. Teraz powinienem od­powiedzieć, jak jest naprawdę. Teraz musiałem stwierdzić, że cho­ciaż przeżyłem pięćdziesiąt parę Bożych Narodzeń na tym świecie, wciąż chyba jeszcze nie wiem, czym ono jest.
Szedłem ulicami jak lunatyk. Od tej pory przydarzyło mi się wie­le razy, że spędzam czas z przyjaciółmi i oto nagle znajduję się jak­by przeniesiony zupełnie gdzie indziej. Ktoś zaczyna się wtedy ze mnie śmiać, że bujam w obłokach. A to nieprawda, bo nadal, wciąż staram się znaleźć odpowiedź na dwa pytania, które zadała mi tamta dziewczynka. Dlatego, że są ważne.
Czy znalazłem odpowiedź? Jeszcze nie. Będę musiał jeszcze sporo nad tym pomyśleć. Ale jestem absolutnie pewien, że jeśli tego roku zro­zumiem trochę lepiej Boże Narodzenie i swoim przyjaciołom będę skła­dał życzenia Wesołych świąt mniej bezmyślnie... to właśnie dzięki tej dziewczynce w czerwonym płaszczyku, mojemu Aniołowi z rzymskiego autobusu, który zawczasu zwiastował mi Boże Narodzenie.



Jose Luis Martin Descalzo


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz